W dzisiejszym świecie wszyscy jesteśmy mocno zabiegani. To czasem nie pozwala dostrzec potrzebujących. Chcielibyśmy, aby młodzież uczyła się odpowiedzialności, wrażliwości na los innych. Aby nie była obojętna na los pokrzywdzonych, których wokół nas nie brakuje. Psy i koty oswojone przez człowieka, często nie znajdują miejsca w jego domu. Czasem mają szansę przywiązać się do niego, by potem zostać porzucone daleko od pana. A czasem wręcz odwrotnie są przywiązane do niego krótkim łańcuchem, czekając na miskę, która może się nie pojawić. Taki los jest wielu zwierząt i musimy o tym pamiętać, nawet jeśli nasze zwierzę ma wszystko czego potrzebuje..
Akcja pomocy niechcianym zwierzętom jest jedną z najprostszych w jaką można włączyć młodzież. Mogą poczuć satysfakcję i poczucie, że coś zależy od nich
Nasza szkoła w tym roku próbuje nie tylko pomóc potrzebującym kotom i psom, ale także koniu o imieniu „Dama”.
Oto krótka historia Damy opowiedziana przez jej właścicielkę.
Dama jest klaczą SP (szlachetna półkrew), urodzona w 2000 roku. Nadano jej to imię, ponieważ od malutkiej była spokojna, miła, dobra – jak na damę przystało… Ale jej historia od źrebięcia była niewesoła. Urodziła się na wsi i już jako maluszek wyróżniała się od innych koni. Nie walczyła o jedzenie, więc była niedożywiona i zaniedbana. Właściciel nie pilnował terminowych wizyt kowala (kopyta należy werkować, bo rosną tak, jak u ludzi paznokcie) w skutek czego niewłaściwie rozwijał się staw prawej przedniej nóżki.
Z uwagi na fakt, że była spokojna i grzeczna została odkupiona i zajeżdżona w dwóch stylach: klasycznym i westernowym. Naturalnie koń porusza się w trzech podstawowych chodach, tzn. stęp, kłus, galop, a więc jeżdżąc należy przestrzegać tej kolejności. W westernie ze względu na budowę siodła jeździ się stęp – galop. Niewłaściwe użytkowanie Damy pogłębiło jej wadę stawu. Właściciel Damy bezczelnie wykorzystywał jej posłuszeństwo. Jeździł na niej „jak wariat”. Brała udział w zawodach westernowych we Wrocławiu i Poznaniu, gdzie zyskała tytuł Mistrzyni Polski. Jej właściciel chwalił się nią na fb, wrzucał mnóstwo zdjęć z zawodów, itd. Pewnego dnia wsiadł na Damę pijany… jeździł na niej tak długo póki nie upadła… Okazało się, że zerwała więzadła. Przyjechał ortopeda, wykonał zabieg, ale powiedział, że Dama już nigdy nie będzie w pełni zdrowa. Wtedy została zapomniana. Właściciel umieścił ją w najtańszym pensjonacie, przestał do niej przychodzić. Wyglądała przez okienko za każdym razem, kiedy ktoś wchodził do stajni, ale właściciel nie przychodził dzień, drugi… mijały tygodnie, Dama przestała jeść i pić. Zasłabła i nie chciała wstać. W końcu wstała. Zrezygnowana, zmęczona i samotna. Przestała zwracać uwagę na kogokolwiek i cokolwiek. Kiedy wypuszczano ją na padok, stała w drzwiach stajni, jakby się bała, że już nie zostanie wpuszczona do boksu.
„Wtedy ją poznałam. Była najsmutniejszym i najbardziej zaniedbanym koniem w stajni. Właściciel nie przychodził ponad rok (!). Zaczęłam się nią zajmować. Kiedy wzięłam szczotkę, aby ją wyczyścić, razem z brudem odpadały kawałki skóry… Nie poddałam się. Przez kilka dni mocząc ścierkę, ściągałam z niej brud „na mokro”. Zamówiłam wizytę kowala, kupiłam witaminy, elektrolity. Jeździłam do stajni o 4 nad ranem, aby nikt nie widział, że dbam o Damę. Właściciel nie przyjeżdżał, ale zakazał innym wyprowadzać Damę z boksu, tłumacząc, że nie chce, aby coś jej się stało. Ja nie mogłam znieść tej obłudy. Po trzech miesiącach Dama zaczęła wyglądać jak koń. Wszyscy zauważyli jej zmianę. Wydało się, że to ja o nią dbam, bo jak wchodziłam do stajni - Dama zaraz wychylała głowę z boksu… Często kłóciłam się z właścicielem stajni, który zakazywał mi kontaktu z Damą. Nie zostawiłam jej. Okazało się, że właściciel Damy nie opłaca czynszu od wielu miesięcy i koszty utrzymania Damy przewyższyły jej wartość, został umówiony jej transport do rzeźni. Po nowym roku miała zostać wywieziona. Zrozpaczona zaczęłam szukać jej prawnego właściciela. Dotarłam do niego. Dnia 31 grudnia godz. 17 odkupiłam od niego Damę, spłacając długi za czynsz w stajni. Przeniosłam Damę na wieś i zaczęłam jej leczenie. Udało mi się znaleźć ortopedę, który przed latami zszywał jej nogę. Pan Jacek Stec ponownie uratował nogę Damy. Polepszyło jej się do tego stopnia, że można na niej jeździć. Dama jest cudownym, dobrym i kochanym koniem. Można przechodzić jej pod brzuchem, a mały piesek kiedyś huśtał się jej na ogonie. Nigdy nikogo nie kopnęła, nie ugryzła, nie zrobiła nic złośliwego…. i właśnie dlatego, że nie potrafiła się bronić jej życie pełne było cierpienia. Ja jej nie sprzedam i nie oddam nigdy w życiu. Pracuję od rana do wieczora i odwiedzam Damę tylko w weekendy, ponieważ jej utrzymanie jest kosztowne (czynsz za stajnię, lekarstwa, itd.) Mój tata mówi, że powinnam ją oddać na rzeźnię, bo nie mam swojego życia tylko haruję na zwierzaka. Ale dla mnie to właśnie jest człowieczeństwo. Nie żyjemy tylko dla siebie. Ja żyję… dla konia. Bo ten koń jest dobry i nie uważam, że należy go zabić tylko dlatego, że jest stara.”
Dama potrzebuje przede wszystkim zastrzyków przeciwzapalnych oraz suplementów wspomagających prawidłowe działanie stawu. Trzeba jej masować nóżkę i wcierać w nią żele rozgrzewające. Z uwagi na fakt, że koń jest duży, leków trzeba dużo … a więc kosztują dużo. Jeśli ktoś dotarł do końca tej historii (od razu widać, że jestem szalona na jej punkcie) to potrzebujemy wszystkiego: żeli, bandaży, karmy, suplementów, lekarstw… Kto może, niech pomoże. Dama jest tego warta, ja przy niej jestem tylko wieśniaczką…